Recenzja filmu

Centralne biuro uwodzenia (2008)
George Gallo
Antonio Banderas
Meg Ryan

Seks bez limitu spożycia

Dziewczynki, które zbyt późno odkrywają swoją seksualność i chłopcy, którzy zbyt długo ją dyskontują, to oczywiście świetny pomysł na lekką komedię z mocno spatynowanymi gwiazdami.
Dziewczynki, które zbyt późno odkrywają swoją seksualność i chłopcy, którzy zbyt długo ją dyskontują, to oczywiście świetny pomysł na lekką komedię z mocno spatynowanymi gwiazdami. Propozycja dla sentymentalnych i oddanych wielbicieli Ryan i Banderasa. „Rycząca czterdziestka” Meg Ryan po latach grania sympatycznych dziewczyn z sąsiedztwa  postanowiła pokazać erotyczny pazur. W Centralnym biurze uwodzenia gra pewną, delikatnie mówiąc, korpulentną paniusię, która pewnego dnia odkrywa, że lepiej jednak być bohaterką Seksu w wielkim mieście niż serialu Rosanne. W czasie gdy jej syn, agent FBI do zadań specjalnych (i bliżej niesprecyzowanych), prowadzi zagraniczne misje, nasza mamusia z ciepłej kluchy zamienia się w prawdziwego seks-wampa ze szczególną skłonnością do pewnego groteskowego latynoskiego złodzieja obrazów. Miłość między tą osobliwą parą rozkwita, problem pojawia się, gdy okazuje się, że wspomniany synalek dostaje operacyjne zadanie rozpracowania nielegalnego fachu nowego „wujka”. Z filmem Georga Gallo też są niestety pewne problemy. Po pierwsze: czas premiery. To zdecydowanie propozycja na lato, kiedy to  przymuleni skwarem i lemoniadą wyskokową wymagamy od kina miłego masażu mózgu, powtórek z rozrywki lub wręcz stworzenia jedynie przestrzeni do nawiązania podczas seansu jakiejś bliższej znajomości. I te kryteria „Centralne biuro uwodzenia” spełnia w nadmiarze. Niestety, jeżeli usunąć wymienione wyżej „miłe okoliczności przyrody”, pojawiają się problemy. Film Gallo (scenarzysty zgrabnej i kultowej przed 20 laty komedyjki  Ucieczka przed północą) jest bowiem zlepkiem rozmaitych konwencji, ale żadnej nie wypełnia do końca. Miesza się tu komedię romantyczną, historię kryminalną, opowiastkę łotrzykowską, familijną erotykę (sic!), niestety wszystko na pół gwizdka i często bez przekonania. Kołem zamachowym ma tu być lekko przenoszony urok odtwórców głównych ról. Z tym też bywa różnie. Do Ryan w roli wampa trudno się przyzwyczaić, a jej powabność jest tu troszkę zbyt mocno  hmm...”dopracowana”. Nie czepiamy się jednak pomni nieśmiertelnej frazy Dolly Parton: „Nie ma czegoś takiego jak naturalne piękno”. Efekty działań botoksu widać też po eksportowym „gorącym Hiszpanie”, choć z drugiej strony wzrusza  pogoda, z jaką ten ambitny niegdyś aktor przyjmuje fakt, że amerykańskie kino nie ma mu do zaproponowania nic ponad role kolejnych ognistych południowców. Mimo tych klisz między główną parą momentami autentycznie iskrzy, a umiarkowani malkontenci znajdą w Centralnym biurze uwodzenia nawet parę zabawnych scen. W lipcu by wystarczyło, a i teraz nie wymaga to od kinomana poświęceń większych niż czasowa i finansowa równowartość trzech piątkowych piw.
1 10 6
Czy uznajesz tę recenzję za pomocną?
Najnowszy film z udziałem Antonio Banderasa i Meg Ryan to komedia romantyczna trochę inna niż ostatnio... czytaj więcej

Pobierz aplikację Filmwebu!

Odkryj świat filmu w zasięgu Twojej ręki! Oglądaj, oceniaj i dziel się swoimi ulubionymi produkcjami z przyjaciółmi.
phones